Szkoła olewa zadziwiająco wiele rzeczy, które mogłyby być bardzo istotne i przydatne w życiu młodych ludzi.
System edukacji to temat, o którym dyskutować nie jest łatwo. No bo tak: z jednej strony mamy tendencję do zwalania każdego problemu na szkołę, z drugiej – istnieją faktyczne problemy w tej kwestii. Jeśli zapytalibyśmy uczniów, co sądzą o tym, z czego są przepytywani, to prawdopodobnie duża część odpowiedziałaby, że nie ma pojęcia, do czego miałaby im być potrzebna w życiu umiejętność obliczania pola rombu albo znajomość wierszy wykutych na pamięć.
Szkoła przypomina fabrykę, która przerabia jednostki na szarą masę o uśrednionej wiedzy.
Tyle że to tak nie działa. Tak jak robienie pompek na WF ma rozbudować nasze mięśnie brzucha, tak w szkole wykonywanie rzeczy pozornie nieprzydatnych ma rozwinąć nasze ogólne umiejętności z różnych kategorii: na przykład pamięć albo logiczne myślenie.
Ja mam do systemu edukacji pretensje o co innego. O rzeczy, których powinno się uczyć, a się tego nie robi. Większość z nich wynika ze staroświeckiego podejścia albo mało indywidualnego traktowania uczniów, przez które wszyscy są sprowadzani do jakiejś tam uśrednionej wizji młodego człowieka, w praktyce niemającej znaczenia, bo każdy z nas jest nieco inny.
Oto moja lista rzeczy, które powinny znaleźć się w programie edukacji, ale pewnie się nie znajdą.
Ekonomia
Zacznijmy od czegoś lekkiego… To znaczy: sama ekonomia lekka nie jest, ale trzeba przyznać, że są czynione różne kroki w kierunku jej uczenia, więc nie jest tak źle. Choć mogłoby być lepiej.
Młody człowiek kończący szkołę nie bardzo wie, czym się różni netto od brutto, nie mówiąc już o tym, jak działają podatki, w jaki sposób zakłada się firmę i tak dalej. Z makroekonomią nie jest lepiej. Wiedza o tym, jak działa państwo jako takie, jest znikoma – co zresztą możecie sobie sprawdzić, czytając w Sieci dyskusje na ten temat.
Ekonomia rządzi naszym życiem, czy tego chcemy, czy nie. Jej zrozumienie jest kluczowe przy wchodzeniu w dorosłe życie.
Bezpieczeństwo w internecie
Zajęcia z ogólnie pojętej informatyki są w ogóle o dupę rozbić, bo nauczyciele mający przestarzałą wiedzę edukują młodych ludzi za pomocą jeszcze bardziej przestarzałych podręczników. Zamiast uczyć ogólnego rozumienia narzędzi technologicznych, uczy się konkretnych rozwiązań (np. obsługi Worda), które non stop się zmieniają.
Największe pretensje mam jednak do edukacji o bezpieczeństwie w Sieci. Bo wiecie, rodzice uczą nas od dziecka, że nie należy wchodzić na drogę, jak jest czerwone – ale nie uczą nas, że należy sprawdzić nadawcę e–maila z banku, bo sami niekoniecznie to wiedzą. Tu pojawia się pole do działania dla szkoły i… gówno. Nic się nie dzieje.
W tej chwili nauka o bezpieczeństwie w internecie polega na uczeniu się na błędach. Jak już Wam się ktoś włamie na konto e-mailowe, to się nauczycie. Szkoła w tej kwestii nie robi nic. Pół biedy, jeśli jedyną konsekwencją będzie wysyłanie bzdurnych łańcuszków, gorzej, jak młody człowiek skończy z wyczyszczonym kontem bankowym.
Historia kina
Sto dwadzieścia lat historii kina za nami, a tymczasem w szkole nadal jest traktowana po macoszemu. Uczniowie oglądają co najwyżej ekranizacje lektur. To, jaki kinematografia ma wpływ na kulturę, nie wymaga chyba tłumaczenia, prawda?
Wiedza o filmie jest w społeczeństwie znikoma. Rzadko sięgamy po co innego niż blockbustery (które same w sobie nie są niczym złym, o ile nie stanowią jedynego kontaktu z kinem), nie odróżniamy pracy scenarzysty od pracy reżysera, nie rozpoznajemy złego aktorstwa ani złych dialogów.
Serio, ile lat musi minąć, żeby system edukacji traktował kino jako element kultury? Pięćset? Tysiąc? Milion?
Gry wideo
Idźmy dalej. Kino kinem, ale gry to już stały element popkulturowego krajobrazu i znalazł swoje miejsce na świecie zarówno w sensie komercyjnym, jak i artystycznym. Skoro szkoła ignoruje istnienie kina, to chyba nie muszę dodawać, że gry wideo to dla niej nadal coś, co należy uczniom wybić z głów, a nie element kultury?
Nastolatkowie będą grać tak czy siak. To od szkoły zależy, czy spróbuje ich przy tej okazji nauczyć podstaw mechaniki gier, czy wykorzysta je jako przykład zachowań społecznych albo narzędzie pozwalające dać upust kreatywności.
Prezencja
W szkole młodzież ma do czynienia zarówno z prezentacjami, jak i z nauką np. wierszy na pamięć – które w teorii powinny im ułatwić publiczne wystąpienia. Problem w tym, że do obu tych rzeczy system edukacji podchodzi nie do końca tak, jak trzeba.
W przypadku wierszy nie chodzi o to, żeby znać je na pamięć, tylko żeby je odpowiednio wyrecytować. Żeby nauczyć się podstaw aktorstwa, prezencji i pokonać wstyd. To zdecydowanie bardziej przydatne umiejętności niż samo wkucie jakiegoś tekstu na blachę. Podobnie w kwestii prezentacji: za mały nacisk jest kładziony na improwizację, tempo czy sposób przekazania informacji.
Młodzi ludzie w szkole wygłaszają prezentacje i recytują wiersze, ale zamiast nauczyć się dzięki temu wystąpień publicznych, skupiają się na najbardziej powierzchownych kwestiach tych zajęć.
Interpretacja
Jedna z najbardziej irytujących mnie rzeczy. Interpretacja to coś, co pozwala na zrozumienie wszelkiego rodzaju dzieł kultury na poziomie wyższym niż powierzchowne ich odebranie. Za jej pomocą możemy nauczyć się czegoś z filmu, zrozumieć przekaz wiersza czy książki.
Szkoła tymczasem traktuje interpretację na zasadzie „zgadnij, co napisano w podręczniku na ten temat”. Nie uczy szukania w kulturze jakiejkolwiek głębi, nie pozwala uczniom na indywidualne jej odbieranie. Potem dorośli ludzie chodzą na przykład do kina i nie są w stanie odebrać tego, co widzą, w inny niż dosłowny sposób.
Edukacja, zamiast rozwinąć umiejętności interpretacyjne, po prostu brutalnie je morduje.
…i jeszcze, jeszcze więcej
Ta lista oczywiście nie wyczerpuje zbioru rzeczy, których w szkole nie ma, a których zdecydowanie w niej brakuje. Przede wszystkim, co chyba zauważa każdy: szkoła nie uczy kreatywności. Od lat coraz bardziej przypomina fabrykę, która nie pomaga w rozwoju talentów, lecz przerabia jednostki na szarą masę o uśrednionej (czyli nijakiej) wiedzy.
Z tego powodu jak zwykle apeluję do młodszych czytelników: to Wy poniesiecie konsekwencje tego, czego nauczycie się w wieku tych kilkunastu lat. Szkoła w pewnym momencie się skończy, system edukacji będzie miał Was w dupie – a Wy musicie z tym żyć. Dlatego nie przestawajcie na tym co oferuje, tylko rozwijajcie swoje pasje i zdolności na własną rękę.
Dajcie znać w komentarzach, czego jeszcze brakowało Wam w szkole, a co byłoby faktycznie przydatne w dorosłym życiu.